Pewnie nie jestem wyjątkiem i każda matka tak samo, jak ja przeżywa pierwszą klasę swojego dziecka. I wiesz, niby ta moja Zocha dopiero przyszła na świat, stawiała pierwsze kroki i pluła mi marchewką w twarz, a tu plecak, zeszyty w 3 linie i… szkoła! Nie wiem kiedy i jak, wiem jednak, że nie jest to prosty czas. Ani dla dziecka, ani rodzica.
Spis treści
Moje wspomnienia z pierwszej klasy
Doskonale pamiętam ten moment, gdy przekroczyłam po raz pierwszy próg szkoły. No dobra, może nie pierwszy, bo mama była od lat nauczycielem w tejże placówce… Wracając jednak do przekraczania progu – pamiętam moment, gdy moje nowiuśkie, czarne trampki z gumami wjechały na szkolny korytarz. Oczami wyobraźni widzę też tornister z siostrzeńcami Kaczora Donalda i wysokie, sznurowane trzewiki Pani Reni. Mojej wychowawczyni znaczy się.
Świetnie pamiętam radość i dumę z tego jakże ważnego wydarzenia, niewiele jednak strachu, obaw i lęku. Może dlatego, że doskonale znałam szkołę, bywałam tam przecież wielokrotnie. Jeździłam z mamą na zawody, spędzałam godziny w pokoju wuefistów i głośno śpiewałam piosenki na pustym korytarzu w godzinach popołudniowych. Być może mój mózg wyparł te gorsze chwile? Może były to inne czasy?
Wybuchowa mieszanka uczuć pierwszoklasisty
Teraz moja córka po raz pierwszy przekroczy szkolny próg i trochę mam taki niesmak w ustach, a trochę wiem, że to normalne. Bo duma i radość mieszają się z masą obaw. Moich, jej, społeczeństwa. Wkurza mnie, tak po ludzku, że cała ta pandemia musiała wybuchnąć właśnie wtedy, gdy moja wyczekana, pierworodna córka zacząć ma karierę szkolną.
I może pomyślisz, że to przesada, bo ta pierwsza klasa to nic wielkiego, że zobaczę co będzie na maturze. Ale wiesz, teraz obchodzi mnie wyłącznie moja córka, jej radość i strach, kapcie i nowy plecak, rozmowy przed snem i setki pytań o szkołę.
Bo moja Zosia zadaje setki pytań. O to jak będzie, czy koleżanki będą fajne, jak wygląda Pani i czy będzie dużo pracy domowej. Co stanie się, gdy się spóźni i czy oby na pewno nie zabłądzi na korytarzu. Widzę, że doczekać się nie może z jednej strony, z drugiej jednak głowa pełna obaw. I bądź tu człowieku mądry i pisz wiersze!
Pierwsza klasa – obawy dziecka
Mimo tego, że jest dumna z tej nowej drogi i radość przepełnia jej małe serduszko, a wyprawka gotowa od miesiąca, to jednak czasami przychodzą chmury. Całe stado ciemnych chmur obaw. I tak, ta huśtawka to coś zupełnie normalnego, bo przecież dorośli też doskonale znają to uczucie, gdy przed wielkim dniem gęba się cieszy, ale żołądek ściśnięty. Jakie zatem obawy ma moja latorośl i jak staram się wychodzić im naprzeciw?
“Nie będę nikogo znała…”
Punkt pierwszy, który pojawił się już na początku – nie będę znała koleżanek. Fakt, że do klasy idzie jej serdeczna koleżanka, a w sali obok będzie inna znajoma twarz, jest moim punktem zaczepienia.
Tłumaczę, więc że kogoś to już zna i na pewno szybko złapie kontakt z innymi. A te na początku nieznajome twarze bardzo szybko staną się codziennością. Rozmawiamy też o tym, że nie trzeba wszystkich lubić i można z kimś zaprzyjaźnić się bardziej, ale wszystkich trzeba szanować.
“Nie umiem czytać i pisać!”
Punkt drugi to nieumiejętność czytania i pisania. Fakt, że nie idzie jej to wybitnie płynnie, a słowo “miód” zapisuje jako “mjut”, ale podstawy ma. Składa sylaby, pisze po swojemu, ale literki zna wszystkie i potrzebuje jedynie praktyki.
Tłumaczę, więc że ta pierwsza klasa to jest po to, żeby się wszystkiego nauczyć. Odpieram też argument, że “Ty mamo to już w zerówce super czytałaś” i zderzam go z “ale tata nauczył się w pierwszej klasie”. Czasami pomaga, czasami nie – pracujemy nad tym.
“Dostanę złą ocenę…”
Punkt trzeci – oceny! I tu zupełnie obawy nie rozumiem. Ktoś jej chyba coś nakładł do głowy, bo ja nigdy nie porównuję i nie wspominam o wkładaniu nikogo w ramki, nie straszę też ocenami.
Tłumaczę, więc że oceny to właściwie są nieważne, bo najważniejsze jest to, co ma się w głowie. Że jak będzie uczyć się do sprawdzianu, a dostanie dwóję, to i tak będziemy wiedziały, że przecież uczyła się, ale tym razem coś po prostu nie wyszło. Opowiadam też po raz kolejny anegdotkę z czwórką z polskiego w klasie maturalnej i 92% z rozszerzonej matury z tegoż samego przedmiotu. Pokazuję, że mimo takiej se oceny, byłam najlepsza w szkole. Dodaję też, że nieważne co dostaną inni, bo to ona jest moją córką i ona jest tu najważniejsza.
Pierwsza klasa – obawy rodzica
Z rodzicem, czyli mną, to tak standardowo. Obawiam się, czy:
- odnajdzie się w klasie,
- zje drugie śniadanie i obiad;
- otworzy się i wejdzie płynnie w rytm;
- spodoba jej się szkoła;
- będzie szczęśliwa;
- poradzi sobie w tym całym pandemicznym bałaganie;
- nikt nie zrani jej uczuć;
- odnajdzie w sobie pasje.
Te i wiele innych obaw codziennie przebiegają przez mój i tak zapchany już mózg. Odkąd zostałam matką już nic nie jest dla mnie tak ważne, jak moje córki. Obawy te przechowuję jednak w skrytości serca i wynurzam się tylko w towarzystwie dorosłych. Nie chcę obciążać tym Zochy. Nie kłamię jednak i mówię, że być może na początku będzie dziwnie, może nawet strasznie, ale przecież strach ma wielkie oczy.
Wszystko sprowadza się do tego, że obie boimy się nowego, a jednocześnie jesteśmy niezwykle podekscytowane. To nieco dziwna i być może wybuchowa mieszanka.
Nie bagatelizuję sprawy!
Ale wiesz, nie bagatelizuję jej obaw. Nie mówię, że przesadza i wyolbrzymia. Bo to są właśnie dylematy siedmiolatki i największy problem na ten moment. Każdy z nas ma coś, co w danej chwili jest trudne, najważniejsze i na pozór nie do przejścia. I tak – strach ma wielkie oczy, ale właśnie tego “boję się” nie chcę pominąć i zmniejszyć. Chcę wyjaśnić, pomóc zrozumieć i być jak najlepszy ochroniarz, bo to moja mała córeczka, której potrzebne wsparcie.
Będą kłótnie z przyjaciółkami, pierwsze miłości i rozczarowania. Dylematy, problemy i trudności. Ale postaram się ich nigdy nie bagatelizować, a być obok i służyć ramieniem. Bo jestem mamą, a to zobowiązuje!