Masz czasami wrażenie, że świat oczekuje od Ciebie, żebyś była perfekcyjna? Nie wystarczy wychować dziecka na dobrego człowieka, trzeba zadbać o każdy szczegół jego życia. Nie wystarczy dbać o relacje, trzeba wszystko rozłożyć na czynniki pierwsze. Nie wystarczy pracować, trzeba zrobić ogromną karierę lub mieć świetnie prosperującą firmę. Zewsząd wyłaniają się oczekiwania, a gdzie w tym wszystkim miejsce na bycie “wystarczająco dobrą matką” i szczęście?
Spis treści
Kiedyś było inaczej
Owszem, kiedyś było inaczej, na inne aspekty życia zwracało się też uwagę. Kobiety były odpowiedzialne za dom i dzieci, często pracowały też na etacie, żeby poprawić sytuację materialną. Fakt, nie miały lekko, ale mam wrażenie, że ich życie było nieco prostsze. Presja społeczna nie była tak duża, a mniejszy dostęp do informacji nie powodował w głowie takiego mętliku.
Pamiętam mamę, która pracowała na etacie i prowadziła fitness club, żeby móc opłacić zaoczne studia. Pamiętam, gdy w obcisłym body czesała mi włosy, żebym dobrze wyglądała na białym tygodniu. Pamiętam też, gdy zarywała noc, żeby się uczyć, a od 6 stała przy garach, żebyśmy z siostrą miały gorący obiad po szkole.
Fizycznie było jej cholernie ciężko, psychicznie pewnie też. Zastanawiam się jednak, jak teraz wyglądałoby jej życie, jeśli dołożyłaby to wszystko, co teraz wkłada się do głów matkom. Kiedyś dziecko miało być czyste i nakarmione, dom schludny, a praca miała poprawić byt. Wiele rzeczy robiło się też automatycznie, bez długiego zastanowienia. Teraz od informacji pęka głowa – poszukując odpowiedzi wyłączamy instynkt, zatracając się w morzu wskazówek specjalistów od wszystkiego.
Musisz i powinnaś
I kiedyś, i teraz kobiety coś “musiały”, “powinny”. Różni się jednak zakres tych wszystkich oczekiwań. Z jednej strony presja rodziny, z drugiej społeczeństwa i mediów. Zwykłe rozszerzenie dziecku diety urasta do rangi misji na Marsa. W 4 czy w 6 miesiącu? Marchewka czy jabłuszko? Kiedy nocnik, żłobek czy opiekunka? Wracać na etat, zakładać firmę czy zostać w domu? Zwykły kryzys w związku czy początek końca? Nie słuchamy siebie, nie zastanawiamy się, co dla nas jest najlepsze. Gonimy za trendami i wpadamy w pułapkę.
Musimy być opiekunkami, psycholożkami i menadżerkami. Bo kto, jak nie my? Nie da się? No coś Ty, przecież zawsze damy radę! Gorączka, ból głowy? Kilka magicznych pigułek i znowu jesteśmy w formie. Biegniemy przez życie spełniając cudze oczekiwania i ambicje, poszukujemy skomplikowanych rozwiązań, mając pod nosem te najprostsze.
To wszystko jest cholernie wyczerpujące…
Masz takie wrażenie, że to wszystko cholernie wyczerpuje? Wszystko co nasze mamy miały w głowach, zostało wzbogacone o setki opinii specjalistów i autorytetów. Z mediów uderzają w nas różne komunikaty, które często się po prostu wykluczają. Mam wrażenie, że jesteśmy jeszcze bardziej obciążone tym macierzyństwem niż kiedyś.
Ciężko godzi się wiele ról, zwłaszcza wtedy, gdy wchodzi się w rolę mamy po raz pierwszy. Pamiętam szaleństwo przy pierwszej córce. Chciałam wiedzieć wszystko, nie mogłam nic przegapić, a do tego starałam się perfekcyjnie prowadzić dom. Mąż wychodził o 7 i wracał o 18, a ja byłam totalnie sama z Zosią. Nowe dla mnie miasto, rodzina daleko i środek zimy, bo urodziła się w grudniu. Byłam tak cholernie zmęczona, że wyłam w poduszkę. Jednocześnie zagryzałam zęby, żeby zrobić wszystko, jak należy.
Przy Julce było prościej. Po pierwsze wiedziałam już, jak opiekować się dzieckiem, po drugie – dałam sobie więcej luzu. Gdy spała, spałam też ja. Nie sprzątałam w kółko, a na obiad czasami zamawiałam coś gotowego. Było mi znacznie łatwiej, bo wiele rzeczy sobie odpuściłam. I tak, moje dzieci były szczęśliwe, a dom ogarnięty, ale nie było perfekcyjnie. Było po mojemu.
Dystans, równowaga i… szczęście!
Im dłużej żyję w tym kotle oczekiwań, tym bardziej idę pod prąd. Mam większy dystans i nie rzucam się w wir poszukiwań wskazówek za każdym razem, gdy mam wątpliwość. Zrezygnowałam z ciepłej posady w korporacji i żyję po swojemu. Staram się, żeby moje córki były szczęśliwe, a nie idealne. Bo sama idealna nie jestem.
I wiesz, ja też uważam, że matka powinna być opiekunką, psycholożką i menadżerką. Ale nie perfekcyjną, a po prostu… dobrą. Nie wystarczy przecież nakarmić i posadzić dzieci przed telewizorem, ale nie trzeba od razu wysyłać ich na naukę 3 języków i setkę zajęć dodatkowych. Nie wystarczy, jako tako rozwiązać problemów, a zastanowić się, gdzie jest ich źródło. Nie wystarczy pracować byle jak, a czuć się spełnioną i postawić na rozwój.
Ale tylko w tym zakresie, w którym wciąż czujemy równowagę i szczęście. Pokażmy naszym dzieciom radosną i spełnioną mamę, nie wciąż goniącą i zmieniającą zdanie, bo inni tak każą. Wiesz czemu taką popularnością cieszą się blogi zwykłych kobiet? Bo dają nam poczucie, że nie każda chudnie w tydzień po urodzeniu dziecka i nie każda musi perfekcyjnie radzić sobie ze wszystkim. Fajnie jest popatrzeć przez chwilę na życie celebrytki, ale nie bierzmy za pewnik tego, co nam pokazuje. Bądźmy dobre dla siebie i swoich bliskich, ale z dystansem, równowagą i szczęściem w tle.