Współprace z markami i polecenia produktów to temat, który wzbudza wiele kontrowersji. Z jednej strony mamy dosyć tych wszystkich polecajek, z drugiej jednak lubimy kupić coś podpatrzonego u innej osoby. To jak to właściwie jest z tymi poleceniami – fajne to czy niefajne?
Spis treści
Słup ogłoszeniowy vs realne polecenia
Współprace z markami i polecenia to chleb powszedni Internetu. Czasami wiąże się to z większymi lub mniejszymi pieniędzmi, a czasami z okrągłym zerem. Ot, ktoś chce podzielić się czymś fajnym co kupił, czymś co się u niego sprawdziło. Z jednej strony ludzie czekają na takie polecajki, z drugiej jednak mają tego totalnie dosyć. O co w takim razie tu chodzi i jak podejść do tematu?
No, i niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nigdy z polecenia internetowego nie skorzystał…
Reklama reklamę, reklamą pogania
Rzeczą, która bardzo wkurza odbiorców jest to, że reklama produktów pojawia się u twórcy bardzo często. Z łatwością można wskazać w Internecie osoby, które wciąż coś pokazują, wychwalając pod niebiosa. Często po miesiącu okazuje się też, że właśnie całkiem przypadkiem znalazły coś jeszcze lepszego! To denerwuje. Dlaczego? Bo odbiorca nie jest głupi i doskonale wie, że ktoś stara się na nim nieźle zarobić, nie mając jednak pewności, że ten produkt jest ok.
Wisienką na torcie jest tekst, którego początek brzmi: “to nie jest żadna współpraca”, a koniec: “jak kupicie teraz i wpiszecie xyz30 to dostaniecie 30% rabatu”. Ale Ty przecież doskonale wiesz, że to do cholery jest reklama. Słup ogłoszeniowy – tak można określić takie konta. To trochę tak, jak z gazetką z Lidla – wszystko jest świetne, wszystko warto mieć, a jeszcze promka się trafia. Po mojemu – to jest niefajne. Zwłaszcza wtedy, gdy wiesz, że twórca nie zadał sobie trudu przetestowania produktu, a po prostu wciska to, na czym zarobi.
Ale… czy to oznacza, że każda reklama i współpraca jest zła?
Wartościowe polecenia za pieniądze
A gdyby tak pieniądze za współpracę wzięła osoba, którą lubisz, i która zna produkt? No i może go z czystym sercem polecić. A do tego przy okazji dostajesz kod rabatowy na coś, co chcesz mieć.
Kiedy polecenie za pieniądze jest fajne? A no na przykład wtedy, gdy:
- pokazuje go osoba godna zaufania;
- twórca jest specjalistą w danej dziedzinie i prezentuje produkt z tej kategorii fachowym okiem;
- na kanale pokazują się zarówno dobre, jak i złe recenzje różnych produktów;
- społeczność jest zaangażowana i zna nawyki twórcy;
- influencer od dawna czegoś używa, a teraz mu za to po prostu zapłacili;
- produkt jest bezpieczny i sprawdzony;
- “na sali” są osoby, które znają produkt i też są zadowolone z jego działania;
- coś kosztuje cholernie dużo i jest fajne, ale nie było nas na to stać.
Oczywiście w wyżej wymienionych sytuacjach kodziki, rabaciki, konkursiki i gratisiki są wskazane. Twórca powinien jednak wprost zaznaczyć, że to współpraca i wcale nie musi się tego wstydzić. Tak, dostanie za to pieniądze, ale przecież opowiada o czymś, co jest warte tego opowiedzenia.
(Tworzenie wartościowych treści to czas i energia. To także często ciężka praca i poświęcenie, a każdy przecież chciałby mieć korzyść z tego, co robi.)
Polecajki bez współpracy
Polecenia tego typu uznawane są najczęściej za najbardziej wartościowe. Ktoś używa czegoś, co działa i po prostu o tym mówi, żeby zrobić dobrze innym. Fajne. Nierzadko to obserwatorzy pytają obserwowaną osobę: “skąd ten naszyjnik?”, “co polecasz do twarzy z trądzikiem?”, “czy warto przeczytać tę książkę?”. I często korzystamy z takich właśnie poleceń, bo produkt lub usługa nas interesuje, a lepiej podpytać kogoś, kto już to ma lub z tego korzystał.
Rekomendacja nie jest niczym nowym, co powstało wraz ze wzrostem popularności internetowych twórców. Przecież od zawsze radzimy się przyjaciółek, koleżanek, matek, ciotek czy znajomych. I one nam coś polecają lub nie. Ważne jest jednak to, jakie mamy do tej osoby zaufanie i czy jej wierzymy. Jeśli koleżanka ze spalonymi od utleniania włosami poleca swojego fryzjera to wątpię, że skorzystasz z jego usług. No życie. Tak samo jest z influencerami.
Czemu polecenia tak wkurzają, skoro często chcemy znać opinię?
I tu pojawia się rozbieżność. Bo niby współprace są “fe”, a jednak fajnie coś tam ciekawego podpatrzyć. Blogerki i instagramerki, które mają dużą publikę często dostają miliardy pytań o sukienkę, buty, kolczyki, kosmetyki i inne takie, gdy nie oznaczą marki. A potem odpowiadają na te wiadomości, bo jeśli komuś nie odpowiedzą to są zadufane w sobie i “nawet nie odpowiedziały”. Natomiast jeśli z góry coś oznaczą, żeby tego nie robić, dostaje im się, że to kolejna współpraca za gruby hajs.
I bądź tu mądry, i pisz wiersze… Po mojemu polecenia są fajne (i za pieniądze, i nie za pieniądze), jeśli są prawdziwe. O czym przeczytałaś już wyżej. I nie piszę tego dlatego, że sama prowadzę bloga. Jeśli mnie śledzisz to pewnie wiesz, że u mnie takich współprac, jak na lekarstwo. Po pierwsze nie jestem rekinem zasięgów, po drugie nie biorę raczej takich projektów. Polecam coś, co mam i co używam. Owszem, z radością wzięłabym duży kontrakt na moje ulubione produkty, ale nie jest to jedyny cel mojej działalności w Internecie. Prowadzę swoją firmę, mam z czego opłacić rachunki.
Współpraca okiem marketera
Jak to wygląda od strony osoby, która zajmuje się tematem zawodowo? Wiele lat spędziłam w korporacjach pracując dla bardzo dużych marek, 2 lata pracowałam też, jako specjalista od marketingu internetowego po stronie klienta. W tej ostatniej firmie zrealizowałam dwa duże projekty, których elementem składowym były właśnie współprace z influencerkami. Na szczególną uwagę zasługuje jedna z nich, w której centrum był produkt z kategorii beauty. Jak wspominam tę kampanię? Genialnie. I z punktu widzenia wyników marketingowo-sprzedażowych, i ogólnych odczuć ze współpracy.
(Realizując ten projekt poznałam m.in. Nieperfekcyjną Mamę, czyli Anię Dydzik, która jest jedną z moich najlepszych, blogowych koleżanek do dzisiaj.)
Na pewno nie raz czytałaś o okropnej współpracy z “rozwydrzoną” influencerką, która miała niebotyczne wymagania. I być może była to prawda, natomiast ja nie mam takich doświadczeń. Po pierwsze dlatego, że nie współpracowałam z “gwiazdami”, a po drugie – bardzo precyzyjnie wybrałam wspólnie z agencją osoby do akcji. Miało to istotny wpływ na pozytywny odbiór naszych działań i zwiększenie sprzedaży.
Dlaczego akcja poszła tak dobrze?
Dlaczego udało się zrealizować fajną kampanię, która nie wkurzała ludzi? W grę wchodziło wiele czynników takich, jak:
- dobrze dobrane influencerki z zaangażowaną społecznością, które nie były “słupami ogłoszeniowymi”;
- fajny i działający produkt, którego działanie dziewczyny testowały na długo przed akcją;
- duża ilość materiałów informacyjnych i wyniki badań udostępnionych przez firmę;
- nienachalne działania i brak mocnego komunikatu sprzedażowego;
- kampania oparta o prawdziwe historie normalnych kobiet.
Celem nie było wciskanie produktów, a zaprezentowanie czegoś, co faktycznie działa. Nikt nie mówił też, że “ten cudowny produkt zmieni Twoje życie i musisz go mieć”. Kluczową jednak rolę odegrały tu dziewczyny, których odbiorcy wiedzieli, że nie wciskają ludziom kitu. Nie polecają miliona produktów każdego dnia, a w Internecie tworzą wartościowe treści – współprace to jedynie dodatek.