No właśnie, jak to u Ciebie jest? Starasz się wyprzedzać rzeczywistość, czy raczej odwlekasz wszystko na ostatni moment, żyjesz chwilą? A może chciałabyś, ale nie wychodzi? Ja zawsze byłam mistrzem ostatniej chwili. Każde wypracowanie pisałam o 22, co przyprawiało moją mamę o ból głowy. W pokoju miałam artystyczny nieład, uwielbiałam żyć tu i teraz. Co się zmieniło? Jak stałam się taką osobą, która ma zawsze plan A i B, co więcej przygotowuje go na kilka miesięcy w przód?
Szczerze – nie wiem. Może dorosłam? Może to kwestia tego, w jakim momencie życia jestem? Możliwe. Na pewno nie stało się to z dnia na dzień, nie obudziłam się pewnego ranka i magicznie nie stałam się zorganizowana. To przyszło powoli.
Spis treści
Szalona studentka w korpo
Dużo dała mi moja praca. Zawodowo zajmowałam się planowaniem kampanii reklamowych w internecie. Z wyprzedzeniem znałam projekt, wiedziałam kiedy będziemy startować, co będzie komunikowane. Moim zadaniem było zaplanowanie ze sporym wyprzedzeniem miejsc, w których ta kampania się pojawi, dopięcie wszystkiego na ostatni guzik i odpalenie projektu w odpowiednim momencie. Wszystko musiało być rozpisane, dogadane i gotowe. To był mój pierwszy krok w dorosłość, pierwsza praca.
Już na starcie wymagała ode mnie konkretnego planu. Szalona studentka, z mnóstwem znajomych i głową pełną marzeń, trafiła do korporacji, która wymagała od niej zorganizowania. Nieźle, prawda? Ciężko było się przestawić, ale nie ma rzeczy niemożliwych. O dziwo bardzo szybko weszłam w rytm.
Komunikacja miejska nie rozpieszcza
Potem poznałam mojego męża, wyprowadziłam się za miasto i do korporacji musiałam dojeżdżać. Jeśli pracowałaś na mokotowskim Mordorze albo w centrum miasta wiesz, że nie jest to proste. Nawet przejechanie z jednej do drugiej dzielnicy często bywa problematyczne. Dojazd samochodem odpadał, w szczycie powrót zajmowałby mi prawie dwie godziny. Trochę słabo, prawda? Jeździłam więc komunikacją miejską. I tu znowu pojawiło się planowanie – musiałam zdążyć na konkretny pociąg, metro, tramwaj.
Niestety maszynista nie miał ochoty czekać na mnie, gdy biegłam peronem, serio. Po kilku spóźnieniach i maratonach w szpilkach, zaczęłam zdążać. Nauczyłam się rozkładu, wstawania wcześniej i działania zgodnie z ich planem, który dostosowałam do mojego. Weszłam w rytm.
Jedno słowo – dzieci
Tak, dzieci zdecydowanie miały największy wpływ na to, że zostałam ogarniaczem rzeczywistości. Moje plany nie były już najważniejsze, życie musiałam podporządkować cudzym. Nie mogłam wyjść z domu spontanicznie, musiałam pamiętać o pieluchach, jedzeniu, spaniu i całym tym dziecięcym majdanie. Potem wróciłam do pracy i wszystko musiałam dwa razy szybciej niż koleżanki, bo w domu czekał na mnie ktoś absolutnie wyjątkowy, kto mnie potrzebował. Nie piłam 5 kaw, nie odpoczywałam – pracowałam najefektywniej jak potrafiłam.
Jedna córka, za niecałe dwa lata druga córka, żłobek, przedszkole i praca. Dla spotęgowania doznań – babcia 200 km od nas. Bez planowania mogłabym jedynie usiąść i płakać. Im były starsze, tym było lżej. Weszliśmy w rytm.
Czytałaś już moje 5 zasad pracującej mamy?
Spontan czy planowanie?
Myślę,że całkiem nieźle wychodzi mi ogarnianie rzeczywistości, ale zostawiam sobie trochę miejsca na spontan. Nie da się żyć ciągle pod linijkę, bez odchylenia od planu. Trzeba zachować równowagę. Fajnie jest wiedzieć, co robi się za miesiąc, kupić prezent świąteczny wcześniej i nie biegać w ostatniej chwili. Mieć czas dla rodziny i dla siebie. Nie popadaj jednak w skrajność, daj sobie trochę przestrzeni. Uwielbiam to, że jestem zorganizowana, ale też to, że potrafię iść na żywioł. Że zostało we mnie jeszcze trochę tej szalonej studentki.
Myśle, że warto wszystko planować, szczególnie, gdy ma się dzieci, rodzinę. Postawienie wszystkiego na ostatni moment n apewno nie da nam poczucia spokoju. Warto jednak mieć otwartą furtkę, bo wiadomo – życie nas zaskakuje i często wszystkie plany idą na łeb na szyję i trzeba ja zastąpić nowymi. Najważniejsze to być otwartym na zmiany 🙂
Nikt i nic nie nauczylo mnie tak logistyki jak wlasne dzieci. Nie wiedzialam ze moge byc az tak wielozadaniowa-choc czasami jest to moim przeklenstwem, bo moj maz mowi-przeciez Ci to lepiej wychodzi. Wtedy ja wychodze 😀 mowiac ze dzieci podrzucili nam w tym samym momencie 🤣 nadal ucze sie planowania bo daje mi to mozliwosc czestszego “nic nie robienia”. Ale od czasamu artykulu “5 zasad” zawsze wieczorem mam gotowe ubrania 😉😉😉