Wszechogarniający smutek. Taki, co to serce rozdziera i paraliżuje. Ten, który nie pozwala się już uśmiechać, nie pozwala iść dalej i zabiera nadzieję. Niekiedy przychodzi gwałtownie, wraz z wydarzeniami zwalającymi nas z nóg. Bywa też tak, że skrada się po cichu. Taki malutki smuteczek, który najpierw lekko kłuje, potem odbiera pozytywne myśli, a na końcu bezpardonowo przejmuje kontrolę.
Spis treści
Witaj smutku
Wszystko zaczyna się na ogół niewinnie… Niemiłe słowo usłyszane pod swoim adresem, niepowodzenie, kiepski nastrój czy utrata pracy. Niby takie “nic”, prawda? Ale dla każdego z nas to “nic” może być czymś zupełnie miażdżącym. Być może kuleje samoocena, a może ktoś celowo podcina nam skrzydła. Może od dawna nie szło tak, jak powinno, a może to kwestia wrażliwości. Bez względu na powód – smutek zakrada się do wnętrza, powoli budując swoje imperium.
Tak po cichutku, rosnąc w siłę przy każdej gorszej myśli, łzie kapiącej po policzku i tym typowym “nie martw się, inni mają gorzej i dają sobie radę”. Problem w tym, że to nie inni żyją naszym życiem, nie inni czują to, co zjada nas od środka.
Gdy smutek panoszy się w duszy
Coraz rzadziej uśmiech pojawia się na twarzy, coraz mniej dobrych myśli, których można się trzymać… Coraz więcej smutku, żalu i samotności. Stan otępienia, marazmu i braku nadziei towarzyszy już w każdej chwili. Smutek podąża za nami krok w krok. Trudno o spokojny sen, każdy poranek staje się nie do zniesienia, a nawet najprostsza czynność to wyzwanie.
Tak czuje się człowiek, w którego duszy panoszy się smutek. Wszystko nagle traci sens, nie widać światełka na horyzoncie, a racjonalne wyjaśnienia nie mają racji bytu. Gaśnie nadzieja, wszystko pogrąża się w nicości.
I pewnie znajdzie się ktoś, kto zbagatelizuje ten stan, kto krzyknie, że to bujda i należy wziąć się w garść. Z tym ostatnim to pewnie ma nawet rację. Tylko jak przezwyciężyć wszechogarniający smutek, jak wyrwać się z tej pułapki?
Dopóki tli się nadzieja, nie wszystko stracone
Ten cholerny smutek powoli przejmuje kontrolę. Jak nie dać mu zabrać wszystkiego, jak sprawić, żeby w końcu odpuścił? Ilu ludzi, tyle metod radzenia sobie z tym stanem. Ważne jednak, żeby próbować, bo dopóki tli się nadzieja, nie wszystko stracone.
Co zatem robić? Nie mam recepty, mam jedynie wskazówki, które mogą okazać się pomocne. Jeśli jednak czujesz, że borykasz się z depresją – koniecznie skontaktuj się z psychiatrą lub terapeutą.
Rozmowa
W trudnej sytuacji często zamykamy się na innych, twierdząc, że nikt nas nie zrozumie. Skazujemy się na samotne cierpienie i zamknięcie w swojej bańce. Z góry zakładamy, że nie ma sensu rozmawiać, roztrząsać, narażać się na ocenę innych. Warto jednak wyrzucić z siebie negatywne emocje, powiedzieć komuś bliskiemu, co nas trapi. Dać upust uczuciom, które zjadają nas od środka.
Taką rozmowę można zacząć od słów, że nie szukasz pocieszenia, dobrych rad i litości. Chcesz tylko, żeby ktoś Cię wysłuchał, przytulił i pogłaskał po głowie. Żeby był i pomógł okiełznać tę nieprzyjemną rzeczywistość. Gdy opowiesz na głos o swoich problemach, będzie prościej. Być może na początku zalejesz się łzami, a serce przyspieszy, ale potem przyjdzie ulga, że udało Ci się wyrzucić z siebie te smutne myśli.
Wsparcie specjalisty
Jeśli nie potrafisz rozmawiać z bliskimi albo czujesz, że brak Ci osoby, której możesz się zwierzyć, sięgnij po wsparcie specjalisty. To żaden wstyd pójść do psychologa czy terapeuty. Moim zdaniem to akt odwagi, chęci zawalczenia o siebie i swoje życie. Zastanawiasz się, jak rozmowa z kimś obcym mogłaby pomóc?
Paradoksalnie znacznie prościej jest opowiedzieć o tym, co nas trapi komuś, kto zupełnie nas nie zna. Mniej obawiamy się jego oceny i tego, że podzieli się historią ze znajomymi. Specjalista wie też, jak nam pomóc. To trochę tak, jak z bólem zęba i wizytą u dentysty – mało kto, kupuje wiertła, a potem uczy się samodzielnego borowania. Udajemy się do stomatologa, a po chwili ból jest mniejszy, aż wreszcie znika. Psycholog pomoże zniwelować ból duszy, ułożyć wszystko, co rozrzucone, a potem poskładać szczęście z malutkich kawałków, które gdzieś tam w nas tkwią.
Pasja i aktywność
Rozmowa to nie wszystko, potrzebne będą też inne działania, które wyrwą z objęć smutku. Warto wrócić do tego, co kiedyś sprawiało radość lub znaleźć coś zupełnie nowego. Dobra książka, rysowanie, bieganie, długie spacery – to tylko przykłady, możliwości jest wiele. Ważne jednak to, aby oderwać się na chwilę od smutku, postarać się złapać nitki, która przyniesie uśmiech.
I wiem, że to może brzmieć absurdalnie dla kogoś, kto nie może ponieść się z łóżka. Ale wszystko, co jest w stanie go stamtąd wyciągnąć i spowodować nawet lekki uśmiech ma sens.
Malutkie sukcesy
Gdy wszystko się wali, a smutek przejmuje kontrolę, niełatwo o sukcesy. Wiele zależy jednak od tego, co nazwiemy swoim celem i jak określimy jego spełnienie. Nie trzeba od razu porywać się z motyką na księżyc, można skupić się na rzeczach teoretycznie niewielkich.
- Pogrążasz się z smutku i nie wychodzisz z domu? Niech celem będzie 5 dłuższych spacerów w ciągu kolejnych 7 dni.
- Straciłaś pracę i cholernie boisz się, że nigdy nie znajdziesz nowej? Zacznij od 15 minut dziennie na poszukiwaniu pracy i wysłaniu jednego CV każdego dnia.
- Ogarnia Cię uczucie beznadziejności, wydaje Ci się, że nic nie umiesz? Spróbuj 1 nowej rzeczy w tygodniu, powoli szukaj swojej drogi.
Nie trzeba od razu planować ogromnej rewolucji, nie ma też magicznej różdżki, która ukoi ból. Każdy malutki sukces będzie stopniowo rozpalał ogień nadziei i chęci walki. Zobaczysz, że jesteś w stanie wziąć los w swoje ręce, że zrobiłaś to, co sobie założyłaś. Może nie od razu i może nie za pierwszym razem. Ale każdy malutki sukces, to wielki krok w stronę lepszego samopoczucia. Krok w stronę pokonania smutku.